30 lipca 2008

dzien 2 i 3

ale na poczatek wrocmy do wieczoru dnia pierwszego. spedzilismy go w towarzystwie milych chlopcow z korei :p oni tez sie smiali z chunczykow i japonczykow:)
no i dzien 2
po milych wrazeniach ze spotkania z koreanczykami postanowilismy odwiedzic Kitaj gorad. ale o tym za chwile.
w miedzy czasie wprowadzily sie i wyprowadzily do naszego pokoju wloszki. kiepsko gadaly po rosyjsku ale szkoda ze ich juz nie ma.
z rana byl egzamin. pozim b2 no to harasho :) no po egzaminie poszlismy zwiedzac okolice. i uwaga udalo mi sie kupic simku (karte sim) trwalo o 15 minut bo tu ksero paszportu bo tu niewiadomo czy polce mozna sprzedac karte itd. zadowolona ze swojej nowej karty zadzwonilam do domu i po dwoch minutach karta przestala dzialac :/
za to dostalam dzis rosyjska legitymacje studenck, ale znow musialam cos podpisac... ;p
po podpisaniu kolejnej ilosci dokumentow dalej poszlismy zwiedzac Moskwe. a dokladniej nasz kitaj gorad. wsiedlismy do metra. brzydkie glosne i strasznie duszno ale wszedzie i szybko. i do tego pani przemilym glosem mowi zeby pasazerowie byli dla siebie uprzejmi ustepowali miejsca starszym inwalidom a przy wychodzeniu nie zapominali swoich rzeczy. dotarlismy do stacji kitaj gorad, co jak nam sie wydawalo mialo byc chinskim miastem. przez pomylke wyladowalismy na placu czerwonym. widok naprawde piekny :) sobor wasyla blogoslawionego (ktos powiedzial wniebowzietego ;p) jest niesamowity. zakochalam sie w tej czesci moskwy. ale zeszlismy do naszego kitaj goradu. i nie spotakalismy ani jednego chinczyka... bo to wcale nie tak sie tlumaczy... oznacza to waly na ktorych zostaly zbudowane pierwsze przedmiescia moskwy. miejsce tez bardzo ladne.
wieczor spedzilismy z chlopcami z korei grajac w pilkarzyki :)
cytat spotkany na miescie " kocham gdy nad moskwa zapalaja sie gwiazdy"
i dzien dzisiejszzy .
sroda dzien wycieczek... troche rozczarowana. poszlismy tylko do jednego miejsca na 1.5 godziny... miejsce ladne. letni dworek carski. bardzo fajna przewodniczka, ale Katarzyna II nie byla caryca tylko imperatorem, to rosja wybawila swiat od napoleona i w ogole rosja jest najwspanialsza. a i jeszcze jedno: jesli ktos je do syta to nie dlatego ze tak bardzo sie najadl. syto to woda z miodem, ktora oznaczala zakonczenie kolacji na ktra zapraszal car taka puenta z wycieczki ;p
poniewaz nikt nam nie powiedzial gdzie i jak mamy wrocic. postanowilismy dalej kontynuowac zwiedzanie miasta. wybralismy plac zwyciestwa. bardzo ladny duzy plac i muzeum. muzeum w ktrym rosja znow jest wybawicielem calego swiata i nalezy za to rosje wielbic. muzeum duze jak wszystko najwieksza sala slawy. weszlam tam i nie czulam sie najlepieiej wielka sala wysoka na srodku z duzym pomnikiem a na scianach nazwika... wraznienie malo przyjemne.
dzis jeszcze poszlismy na bliny. ale te chyba nie byly takie prawdziwe chociaz nie byly takie zle
a jak mowimy o jedzeniu to tu jest drogo mozna sobie kupic ser zolty za 60 zl za kg i owoce po 20 zl...
aha jest jedna rzecz ktora mi sie nie podoba. jest tu tylu polakow ze trudno spotkac kogos innego. w grupie na kursach tez jestem z samymi polakami (chyba zaden obcokrajowiec nie chce robic certyfikatu na b2). to takie moje rozcarowanie...
i odpowiedz na pytanie z komentarza palacw kultury takich lub jeszcze wiekszych jest tu chyba 10.

28 lipca 2008

w pocigu i pierwszy dzien

wyprawa pociagiem nie byla jakos bardzo fascynujaca. do granic dojechalismy szybko. wyszcy czekalismy na odprawe. i spodziewalismy sie niewiadomo czego a tu nic. przyszedl bardzo mily pan przygranicznik czy jakos tak i oto rozmowa. oczywiscie po rosyjsku:
on: dokad jedziecie
ja: do moskwy
on: co wieziecie?
ja: nic
on z dziwna mina patrzy na moj bagaz, ktory zajmuje co najmniej 1/3 naszego przedzialu: a w torbach co?
ja: ubrania
on: a jakis sprzet elektroniczny
ja: tak aparat (potem sie okazalo ze mam wiecej sprzetu ale jakos mi to ulecialo z pamieci. moj sasiad z przedzialu zapomnial ze ma laptopa ;p)
on: a jakies jedzenie?
ja patrze na swoja torbe w polowie wypchana jedzeniem : tak, na droge :)
a potem kazali mi podpisac jakas karteczke i podpisalam... mam nadzieje ze moja kariera nie bedzie zagrozona :O
no i bylo poltorej godziny przerwy bo podwozie zmieniali i nas nie wypuscili, wylaczyli klimatyzacje i ogolnie umieralam.
rano bylismy juz w Rosji.odprawy na granicy bialorusko rosyjskiej nie bylo. widoki malo zachecajace... albo las, albo pole i w miedzy czasie jakies stare rozwalajace sie drewniane domki. w niektorych normalnie mieszkali ludzie. widok sie zmienial gdy dojezdzalismy do Moskwy. dacze, duze, niejeden chcial by miec taki dom na codzien... no i kolejne zaskoczenie. wjezdzamy do Moskwy i widzimy wielkie paskudne szare odrapane bloki... potem pole i wielki wiezowiec stylizowany na zamek. nic tu do siebie nie pasuje... kazdy udynek w innym stylu. dojechalismy na dworzec i czekamy dwie godziny na autobus. droga do instytutu jest ciekawa. domy przy ulicy sa ladne, wszystko jest duze.
sam instytut raczej jest brzydki. warunki takie sobie. AON ma ladniejsze akademiki. czekamy kolejne dwie godziny az nas przydziela do pokojow. chcialam byc z obcokrajowcami jakimis ale juz nie bylo tak. jestem z dwiema bardzo sympatycznymi polkami i jedna tez chce duzo mowic po rosyjsku. rozpakowane poszlysmy (jeszcze dwoch kolegw nowych ) zwiedzac miasto. wszystko duze. wymusilismy pierwszenstwo, pomolismy jakiemus pijakowi odkrecic wodke bo nas prosil, spytalismy o telefony, poszlismy do sklepu, zobaczylismy metro.
i teraz to co mnie zaskoczylo najbardziej:
magdonald pisany bukwami rosyjskimi (myslalam ze umre )
i samochody pomiedzy nowoczesnymi samochodami, wiele takich z lat 70, 80... poprostu jakas masakra. nawet milicja takim jezdzi. no i jeszcze jedno pani pilnujaca toi toi :D
nic dodac nic ujac ROSJA :)
ale zapowiada sie super